Pamieć puszczona w ruch

Pamieć puszczona w ruch

Nasz intelekt jest w stanie różne rzeczy wyprzeć, ale w ruchu spontanicznym 5 uruchamiamy pamięć zakodowaną w ciele – mówi psychoterapeutka tańcem i ruchem ALEKSANDRA CAPIGA-ŁOCHOWICZ

NEWSWEEK PSYCHOLOGIA: Na czym polega DMP – psychoterapia tańcem i ruchem?

ALEKSANDRA CAPIGA-ŁOCHOWICZ: To metoda psychoterapii, która pozwala przyglądać się i lepiej rozumieć zależności pomiędzy własnym umysłem, emocjami i ciałem. Komunikacja odbywa się w niej poprzez język werbalny oraz równoległy i jednakowo ważny język ciała, czyli gesty, postawę ciała i ruch. Jednym z podstawowych założeń tej metody jest przekonanie, że ciało i umysł są w nieustannej interakcji. W związku z tym zmiana na poziomie ruchowym może wpływać na całościowe funkcjonowanie człowieka.

Jak to działa? W DMP zakładamy, że ruch odzwierciedla osobowość.

– Psychiatra i seksuolog Wilhelm Reich mówił, że traumy dziecięce są zakodowane w pamięci ciała, której umysł nie jest świadomy. Postawa, kształt, napięcia w ciele wiążą się z trudnymi uczuciami i stanami, których chcemy uniknąć. Psychologowie rozwojowi podkreślają znaczenie doznań cielesnych w kształtowaniu się poczucia odrębności człowieka. Na wczesnym etapie relacji matki i dziecka, kiedy dostaje ono opiekę przez dotyk, przewijanie, tulenie, wyłania się jego ja cielesne i obraz ciała. Dopiero potem kształtuje się ja psychologiczne. Jeśli opieka była niewystarczająca, będzie to miało znaczący wpływ na całościowy rozwój człowieka. Doświadczenia z okresu prewerbalnego i wszystkie późniejsze zapisują się w ciele. Nasz intelekt jest w stanie różne rzeczy wyprzeć, ale w ruchu spontanicznym, podobnie jak w snach czy wolnych skojarzeniach, dochodzą do głosu różne tematy, również te nieuświadomione, ponieważ uruchamiamy pamięć zakodowaną w ciele.

Czyli emocje nie są intelektualne, tylko związane z ciałem?

– Gdyby zajrzeć do tego, co się dzieje w naszym ciele, kiedy coś czujemy, zobaczylibyśmy, że naszym emocjom towarzyszą konkretne doznania zmysłowe związane ze zmianami napięcia. Na przykład kiedy czujemy niepokój, możemy odczuć w brzuchu ściskanie, rozpieranie, drżenie, pulsowanie. Przecież zanim dziecko nauczy się nazywać emocje, najpierw czuje je w ciele, np. rytmicznie oddycha i rozluźnia się, kiedy jest spokojne. Dlatego to bardzo ważne, aby rodzice adekwatnie odzwierciedlali jego stany, nazywali emocje, które odczytują z jego ciała i ruchu, ale także swoim ruchem intuicyjnie dostrajali się do dziecka. Tak nabiera ono umiejętności nazywania własnych emocji. Jeśli tego zabraknie, nie nauczymy się kojarzenia doznań fizycznych z konkretnymi emocjami i trudno nam będzie odczytać, co się z nami właściwie dzieje. Poczucie odcięcia od ciała często wiąże się z intelektualizowaniem, obrabianiem wszystkiego w głowie. Kiedy taka osoba zgłasza się na terapię, wspólnie się temu przyglądamy, a na późniejszym etapie sprawdzamy, co by było, gdyby jednak przez chwilę pozwoliła sobie czuć jakąś emocję czy doznanie fizycznie.

Jak to zrobić?

– Mogłabym tę osobę na przykład poprosić o spontaniczne pokazanie jednym gestem tego, co się w niej dzieje. Stąd mogłoby to pójść w różnych kierunkach. Odzwierciedliłabym go albo obie byśmy w tej pozycji pobyły, sprawdzając, co się w nas dzieje, z czym się to każdej z nas kojarzy. Mogłybyśmy też porozmawiać o tym, co się wraz z tym gestem pojawia emocjonalnie, a co cieleśnie, jakie myśli temu towarzyszą, jakie znaczenie ma to, że jesteśmy we dwie etc. W toku terapii ta osoba zaczyna uświadamiać sobie napięcie i tempo własnego ruchu, to, czy dzieje się on dalej, czy bliżej osi ciała, czy jakieś obszary są z niego wyłączone. Może badać, co lubi z poziomu różnych zmysłów: zapachu, słuchu, smaku, poczucia skóry. I stara się łączyć te obserwacje z własną historią i życiem wewnętrznym. Czasami pytam: „Czy jest panu/pani wygodnie?” Wiele osób nie potrafi odpowiedzieć. Celem może być wtedy badanie, czym jest wygoda w ciele.

Co pani rozumie przez poczucie skóry?

– Na najwcześniejszym etapie poczucie siebie tworzy się poprzez doznania płynące ze skóry, namacalnej granicy naszego ciała. Opiekun, najczęściej mama, poprzez dotyk „wyznacza” dziecku granice jego ciała. Dzięki temu ono wie, gdzie się zaczyna i kończy. To, w jaki sposób go dotyka, decyduje o tym, jak w przyszłości taka osoba będzie się obchodziła ze swoim ciałem, jak będzie o nim myślała. Czasami proponuję kobietom doświadczenie polegające na tym, żeby dotykać własnego ciała, jak gdyby się je chciało pomalować tak, żeby nie pominąć żadnego miejsca. Zaczynamy od peryferyjnych części, np. od dłoni. Dla wielu kobiet dotknięcie przy innych swoich piersi, pośladków czy ud jest ogromnym problemem. Uruchamiają się trudne uczucia i skojarzenia, czasem związane z doświadczeniami przemocy, ale najczęściej z tym, jak ktoś nie cierpi różnych miejsc w swoim ciele. To tak, jakby ktoś siebie cieleśnie, czyli prawdopodobnie też psychicznie, dzielił na części – niektóre z nich uznaje, inne nie. Powodem może być m.in. to, że taka osoba jako dziecko była przyjmowana – widziana, odzwierciedlana, przytulana – tylko z tymi emocjami, z którymi jej opiekun był sobie w stanie poradzić, a kiedy wyrażała pozostałe, była przez niego odrzucana. Pracuje pani z kobietami uzależnionymi, dlaczego ta grupa jest zamknięta dla mężczyzn?

– Dla tych kobiet jest to najczęściej pierwsza forma pracy z ciałem, w której uruchamia się jego pamięć i podejmuje się nad tym refleksję. Wiele uczestniczek doświadczyło różnych rodzajów przemocy. W grupach mieszanych trudniej byłoby o tym mówić. Warunkiem udziału w tej konkretnej grupie jest minimum trzymiesięczny okres abstynencji i odbycie podstawowej terapii uzależnień.

Psychologia

Psychologia

Czemu to, że przeszły już jakąś terapię, jest ważne?

– Bo już wiedzą coś o sobie i swoich mechanizmach związanych z uzależnieniem. Rozumieją też, że z trudnymi stanami i emocjami można sobie radzić w sposób niedestrukcyjny, choć czasem jeszcze nie wiedzą jak. Zazwyczaj na udział w grupach decydują się osoby mające za sobą więcej niż trzy miesiące abstynencji. Średnia to mniej więcej dwa-trzy lata, ale zdarza się też 10-15 lat. Wiele z tych kobiet mówi, że w pierwszym okresie abstynencji nie byłyby w stanie pracować przez ciało.

Ciało to często ostatni bastion, który może o nas zawalczyć – coś się w nim psuje, bo nie może wytrzymać tego, że nie chcemy przeżywać i widzieć siebie w całości bez pomijania tego, co trudne. Kiedy buntuje się ciało, to już naprawdę ostatni moment, żeby się sobą zająć

Z czego to wynika?

– Między innymi z niechęci do ciała. Ta z kolei wiąże się z tym, że różne nieprzyjemne emocje i stany, na przykład napięcie, pustkę, rozpacz, smutek, złość, odczuwa się właśnie w ciele, gdzie są zakorzenione emocje. Żeby ich nie czuć, sięga się po coś, co umożliwia niebycie w tym stanie. Często słyszę, że alkohol dawał rozluźnienie, pozwalał się zrelaksować, nie czuć różnych trudnych doznań fizycznych, czyli też trudnych emocji. Jeśli robi się to często, w końcu zupełnie traci się kontakt z ciałem, z tym, co w nim nieprzyjemne, ale i przyjemne. Pojawia się coś w rodzaju zastygnięcia, unieruchomienia, zamrożenia. Kobiety, z którymi pracuję, mówią czasem, że one właściwie nie wiedzą, kiedy są głodne. Albo że nie czują, że chce im się sikać. To nieczucie może dotyczyć różnych poziomów. Lepiej pobyć w tym nieprzyjemnym?

– Pożądane byłoby, żeby móc być w takim stanie emocjonalnym, w jakim się akurat jest, i rozumieć, co się z nim dla nas wiąże. Na przykład z czym łączy się napięcie, które czuję? Bo może być związane z różnymi emocjami, m.in. z bezradnością czy smutkiem. Ważne, czy potrafię się temu przyglądać, czy mogę być z tymi uczuciami w kontakcie. I czy czując związane z bezradnością napięcie, mogę je w jakiś sposób zniwelować, posługując się tym, co mam w środku, nie sięgając po nic z zewnątrz. To nie zniesie uczucia bezradności związanego z konkretną sprawą, ale da poczucie sprawczości w osiąganiu stanu rozluźnienia.

Ciało potrafi się zbuntować?

– Często słyszę w gabinecie: „Boję się, że moje ciało wymknie się spod kontroli i zrobi coś, czego nie chcę, że mnie zdradzi”, „czuję się fizycznie rozczłonkowany”, „moje ciało się zbuntowało i dłużej tego nie wytrzymam”. Ciało to często ostatni bastion, który może o nas zawalczyć – coś się w nim psuje, bo nie może wytrzymać tego, że nie chcemy przeżywać zagrażających uczuć i sytuacji, widzieć siebie w całości bez pomijania tego, co trudne. Kiedy buntuje się ciało, to już naprawdę ostatni moment, żeby się sobą zająć.

Gdy się nie czuje ciała, trudno znać swoje granice. Jak można z tym pracować?

– To rozmowa albo ruch wokół mojej potrzeby, pragnienia, tego, na co się nie zgadzam, co mogę negocjować. Granice ciała można też badać poprzez metafory i symbole, np. wyznaczanie przestrzeni, w której czujemy się bezpiecznie. Jedna z kobiet, z którymi pracowałam, wyznaczyła sobie fizycznie, za pomocą szarfy, bezpieczny dla niej obszar. To sprawiało, że łatwiej jej było zajmować się pewnymi tematami. Przyszedł moment, kiedy nie potrzebowała już tego sznurka, bo granicę miała w sobie. Czasami w grupie proponuję takie doświadczenie, że dwie osoby stoją naprzeciwko siebie. Jedna z nich zaczyna iść w stronę drugiej, kiedy ta, która stoi, czuje, że to za blisko, mówi: „Stop!” Ta, która idzie, też może się zatrzymać w bezpiecznym dla siebie miejscu. Bardzo często jednak jedna po prostu wpada na drugą. Przytulają się, ściskają. Mają kłopot, żeby powiedzieć: „Stop”, godzą się na to, że ktoś na nie wejdzie.

Bliskość i przytulanie nie zawsze są dobre?

– Bliskość i zależność to tematy, które mogą się zlewać. W dojrzałej bliskości można stawiać granice.

W opisanym doświadczeniu silnie pracuje przekonanie, że mam być otwarta na taki rodzaj bycia z drugą osobą, że mam obowiązek pozwalać dotykać różnych rzeczy. To często jest mylone z bliskością. Inny przykład – kiedy różne osoby symbolicznie wyznaczają swoje granice szarfami na podłodze. Proponuję, żeby weszły w interakcje. To może być kontakt wzrokowy albo przemieszczenie się bliżej innej osoby. Jedna opuszcza swoje miejsce i przybliża do granic drugiej. Patrzy na nią i wtedy ta druga uchyla swoją szarfę. Ta, która się zbliżyła, nieruchomieje. Kiedy o tym później rozmawiamy, osoba, która otworzyła swoją granicę, mówi: „Zrobiłam to nawykowo. Skoro ktoś zwrócił na mnie uwagę, jak mogłabym go nie wpuścić?” Ta druga mówi: „Dla mnie to było za dużo. Ja chciałam tylko podejść gdzieś niedaleko ciebie, ale kiedy to zrobiłaś, poczułam się niepewnie”. Niektórym trudno powiedzieć: „Stop”, bo pojawiają się obawy i projekcje: „Co ona o mnie pomyśli? Uzna, że jestem zła, bo ją odrzuciłam”. Pytający zapomina o tym, jak sam się czuje, kiedy ktoś zbliża się za bardzo. A przecież informacja o tym, na ile ktoś może się do mnie zbliżyć, daje bezpieczeństwo nie tylko mnie, ale i drugiej osobie.

Co poza łatwością rozpoznawania emocji przez ciało zyskujemy dzięki takiej terapii?

– Integrację, bo możemy doświadczyć siebie w pełni: w ciele, emocjach, umyśle i zrozumieć połączenia między nimi. Możliwość spotkania i uznania siebie w całości, bez pomijania naszych trudnych miejsc, daje poczucie dobrostanu. Wypieranie tego, co nieprzyjemne, nie tylko rodzi wewnętrzne napięcie, ale przede wszystkim zubaża.

 

ANNA MAZIUK

dziennikarka niezależna, publikuje m.in. w „Wysokich Obcasach”, „Polityce”, „Zwierciadle”, „Focusie”. Zajmuje się tematyką kulturalną związaną z samorozwojem, ochroną przyrody, gender i animal studies. Prowadzi warsztaty m.in. z pisania dziennika uważności oraz medytacji w ruchu

ALEKSANDRA CAPIGA-ŁOCHOWICZ

certyfikowana psychoterapeutka tańcem i ruchem, członkini zespołu Polskiego Instytutu Psychoterapii Tańcem i Ruchem, współzałożycielka Ośrodka Psychoterapii i Rozwoju „W ruchu”. Prowadzi psychoterapię indywidualną i grupową dla osób dorosłych i młodzieży. Pracuje w Centrum Terapii Dialog. Prowadzi grupy dla kobiet w Ośrodku Terapii Uzależnień IPIN w Warszawie

Artykuły użytkownika

Najnowsze

Najczęściej komentowane